Gniotsa nie łamiotsa (1/x) - УАЗ 469Б
...czyli mój pierwszy kupiony za własne pieniądze samochód, przy okazji dzierżący palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o długość naszej relacji. Dlatego też zajmie więcej niż jedną notkę.
Historia rozpoczyna się w 2008, kiedy to skończyłem fuchę w dość toksycznym środowisku (to opowieść na inną okazję), która jednak była nienajgorzej płatna. Dla poprawy nastroju postanowiłem przepierniczyć te pieniądze na jakieś głupoty no i wymyśliłem sobie, że chcę jakiś samochód z epoki PRL. Jaki dokładnie, to w sumie nie wiedziałem, poza tym że nie maluch. Może 125p kombi, a może Nysa, może wołga a może tarpan rolnik bądź honker.., I jakoś przy tych rozważaniach i przeglądanych ogłoszeniach powoli zaczęło się krystalizować, że chcę uaza. Nie pamiętam już dokładnie co właściwie stało za tą decyzją, ale od rozważań co przeszedłem do trałowania ogłoszeń pod kątem „niemotany, jeżdżący uaz”.
Ogłoszeń takich nie było jakoś zabójczo dużo. Pomotane jeżdżące tak, niemotane niejeżdżące jak najbardziej, na części, pomotane pomniki za kosmiczne pieniądze też, ale czegoś na mój gust i kieszeń brakowało. Aż w końcu się trafił na allegro egzemplarz który mi przypadł do gustu, niestety nie dobiłem do ceny minimalnej ale coś mnie podkusiło żeby napisać do sprzedającego ile by go zadowoliło. Odpisał że 2300, co było w moim budżecie i wstępnie się umówiliśmy że przyjadę na oględziny. On był ze stolicy, ale grata trzymał na Mazurach, więc tam się umówiliśmy. Podróż koleją (umiloną awarią i przestojem szynobusu) spędziłem na bezskutecznych próbach uspokojenia się i powtarzaniu sobie że nie powinienem się rzucać tylko dlatego że mnie stać.
Człowiek odebrał nas (byłem z partnerką) ze stacji, i zawiózł do miejsca garażowania. Na żywo uaz prezentował się fajnie, acz okazało się że zamiast plandeki ma przyspawaną budę z jakiegoś busa (co kompletnie przeoczyłem w zdjęciach z aukcji), instalacja elektryczna to spaghetti i jeszcze parę drobiazgów (jedno lusterko, lewe, i to chyba od malucha), za to w komplecie jest sporo części zamiennych z silnikiem na graty włącznie. Odbyła się jazda próbna („muszę zobaczyć jak jeździsz, zanim cię w nim wypuszczę”) i przeszliśmy do transakcji.
Droga powrotna odbyła się bez wartych uwagi wydarzeń.
I tak oto stałem się właścicielem radzieckiego cudu techniki.



