[ZE] Głosy przy krzyżu


LOKALIZACJA: Krzyż HVDC 847-T2, Bydgoszcz-Fordon DATA: 17 Września 255 ES NARRATOR: Bogdan Krawczyk, lat 67, Monter Sieci Trakcyjnej (staż: 49 lat) SŁUCHACZ: Praktykant Mikołaj "Młody" Okonkwo-Wiśniewski, lat 19 KONTEKST: Rutynowa inspekcja linii, przerwa przy pylonie

(szum wiatru, trzask termosu, odgłos nalewania)

BOGDAN:

Ziewa

Omwatopolter, młody

MIKOŁAJ:

Słucham, Mistrzu?

BOGDAN:

Omwatwolter. Pozdrowienie. Ohm-Wat-Volt po ludzku, nie po księżemu. Nie znasz? Ech, młodzież...

(pauza, siorbanie herbaty)

Jaką masz swoją modlitwę?

MIKOŁAJ:

Swoją...?

BOGDAN:

No, swoją. Każdy monter ma swoją. Nie tę oficjalną zakonną, co ją na apelach mówią. Tę prawdziwą. Co ją szepczesz, jak wchodzisz pod napięcie albo jak wiatr ci wózkiem kołysze na trzydziestu metrach.

MIKOŁAJ:

Nie... nie mam jeszcze, Mistrzu.

BOGDAN:

No to ci powiem moją. Słuchaj, bo powtarzał nie będę:

(zmienia ton, recytuje rytmicznie)

"Ohmie nasz, któryś jest w obwodzie, Nie kop mnie, gdy grzebię w przodzie. Chroń od zwarcia i łuku, I od kierownika huku. Amen."

(normalnym głosem)

Kierownika — znaczy brygadzisty. Bo zwarcie cię tylko zabije, a brygadzista będzie cię zabijał powoli przez całą zmianę, jak coś spierdolisz.

MIKOŁAJ:

(niepewny śmiech)

BOGDAN:

Nie masz swojej? Dobra, nie wnikam. Przyjdzie z czasem. Jak pierwszy raz zobaczysz łuk elektryczny z bliska, albo jak ci kolega spadnie — odpukać w drewno, krzyknąć "Ziemia!" — to ci się sama ułoży.

MIKOŁAJ:
Mistrzu, a właściwie czemu nie zakopaliśmy tych linii w ziemi? Nie byłoby lepiej?
BOGDAN:
Nie byłoby. Nie uczą tego w szkołach? Pod ziemią chowa się trupy. A Słońce przesyła życie. Życie musi biec w świetle, gdzie możemy je naprawić młotkiem, a nie modlić się do czujnika, żeby pokazał, na którym kilometrze pękła izolacja.

(pauza)

Weź się zatrzymuj tu przy Krzyżu, poopowiadam ci pierdoły z okolic dziesięć ES.

MIKOŁAJ:

Pamiętasz tamte czasy, Mistrzu?

BOGDAN:

(parska)

Nieno, przecież że nie pamiętam, aż taki stary nie jestem. Sześćdziesiąt siedem mam, co ty, za dinozaura mnie masz? Dziesięć ES to był dwa-zero-pięć-siedem, dwieście czterdzieści pięć lat temu.

Ale Sieć pamięta. Oby jej Herce równe.

(siorbanie herbaty)

Siadaj na tym izolatorze, ten jest na wymianę i tak, przynajmniej się do czegoś przyda. I słuchaj.

OPOWIEŚĆ :: POSPOLITE RUSZENIE

BOGDAN:

No więc był Zakon. Już był, po tym jak się wszystko rypło, już miał strukturę, już miał jakieś zasoby — bo kto miał wiedzę o prądzie, ten miał władzę, a kto miał władzę, ten jakoś przeżył pierwszą zimę.

Miał uchwalony Kairski — wiesz co to Kairski?

MIKOŁAJ:

Manifest Kairski? Z historii Zakonu, tak? Międzynarodowe porozumienie o sieci i prawach człowieka?

BOGDAN:

O, jest nadzieja dla młodzieży. Tak, Kairski. Zaraz po katastrofie, mądre głowy od prądu stwierdziły że trzeba zabrać zabawki politykom raz a dobrze. Mądre to było, choć spóźnione. Ale Zakon miał Kairski, miał wiedzę, miał plany...

(pauza dramatyczna)

...nie miał natomiast hajsu na pracowników.

MIKOŁAJ:

Hajsu?

BOGDAN:

Pieniędzy, młody. Jednostek rozliczeniowych. Jak to teraz mówicie — Watów. Wtedy jeszcze Waty nie były walutą, wtedy jeszcze był chaos, każdy region miał swoje: złote, marki, dolary, bóg wie co. I żadne z tego nie działało, bo pieniądz to zaufanie, a zaufanie się skończyło jak światła zgasły.

To i co zrobił Zakon?

MIKOŁAJ:

Pospolite Ruszenie.

BOGDAN:

(kiwa głową z uznaniem)

Pospolite Ruszenie. Tak to ładnie nazwali. W dokumentach. Na apelach. W przemówieniach. 

Wiesz, jak to ludzie naprawdę nazywali?

MIKOŁAJ:

Nie, Mistrzu.

BOGDAN:

(uśmiech)

Różnie. Rzadko bez bluzgów. "Pańszczyzna Oświecona" było popularne. "Jebana Robota za Miskę Ryżu" też. Albo po prostu: "Zapierdol".

Szesnaście godzin zapierdolu przez sześć dni w tygodniu. Siódmy dzień — Reset Systemu, czyli możesz się upić i nie zdechnąć z wycieńczenia. Potem od nowa. Troszku inaczej niż te obiecane 40h, no ale przecież to na ochotnika.

BOGDAN:

Wyłaził taki usmarowany inżynierek — teraz byśmy powiedzieli, że Techomnich, ale wtedy jeszcze nie było takiego stopnia, hierarchia dopiero krzepła — wyłaził do ludzi i składał im ofertę.

(zmienia głos, parodiuje urzędowy ton)

"Obywatelu! Zakon Elektryczny oferuje ci możliwość służby w budowie Świętej Siatki. W zamian otrzymasz: wyżywienie, zakwaterowanie, oraz perspektywę stabilnego zatrudnienia po zakończeniu fazy intensywnej."

(normalnym głosem)

Co to znaczyło po ludzku?

Byle jakie żarcie. Kasza z czymś, zupa z czegoś, chleb który czasem był chlebem a czasem był czymś co udawało chleb. Kaloryczne? Tak. Smaczne? Nie pytaj.

Byle jaki dach nad głową. Namioty wojskowe, baraki z desek, czasem ruiny z prowizorycznym dachem. Sucho? Nie zawsze. Ciepło? Jak się zmieściłeś przy ognisku.

Szesnaście godzin zapierdolu. Kopanie rowów. Ciągnięcie kabli. Stawianie słupów. Wszystko ręcznie, bo maszyny potrzebują paliwa, a paliwa nie było.

I Volt — jak skończą. Znaczy: jak Grid będzie działał, dostaniesz swoje. Legalny obywatel, prawo do Wata, mieszkanie, godność.

Jak skończą.

MIKOŁAJ:

A co z ludźmi... z przeszłością?

BOGDAN:

O, to było najpiękniejsze. To było jedyne mądre, co Zakon zrobił w tamtych czasach, i dlatego przetrwali.

(pochyla się)

"I nikt nie wnika co robiłeś przed Kaskadą, jeśli uczciwie zapierdalasz."

Rozumiesz? Nikt nie wnika.

Byłeś złodziejem? Nie wnikamy. Byłeś profesorem? Nie wnikamy. Byłeś mordercą? Byłeś księdzem? Byłeś kurwą? Byłeś ministrem? Nie. Wnikamy.

Teraz jesteś parą rąk. Teraz jesteś jednostką roboczą. Teraz ciągniesz kabel i wbijasz słupy. To co było — było. To co jest — jest. To co będzie — będzie, jak się Sieć domknie.

MIKOŁAJ:

I ludzie się zgadzali?

BOGDAN:

(śmiech)

Co to za pytanie, młody? "Zgadzali się". A mieli wybór?

Zimą 2047 — rok zero, pierwszy rok ES — temperatura spadła do minus dwudziestu. Bez prądu, bez gazu, bez ogrzewania. Ludzie palili meble. Palili książki. Palili wszystko co się paliło.

A potem przyszła wiosna, a z wiosną głód. Bo nie było transportu, nie było magazynów, nie było systemu. Miasto żarło wieś, wieś żarła las, las się kończył.

I wtedy przychodzi ten usmarowany inżynierek i mówi: "Daj mi szesnaście godzin dziennie, a dam ci miskę kaszy."

Jak myślisz? Zgadzali się?

Słyszałeś worksongi?

MIKOŁAJ:

Te stare? Z archiwum Zakonu?

BOGDAN:

Z archiwum. Pfff.

(spluwanie)

Te z archiwum to są przerobione. Ocenzurowane. Ładne. Do śpiewania na apelach.

Prawdziwe worksongi — te które śpiewali przy robotach — to było co innego.

(nuci)

"Kabel ciągnie się jak dziwka po rynsztoku..."

(urywa)

No, może nie przy praktykantach. Ale rozumiesz. Bluzgi, plugastwo, wszystko czego ludzie potrzebowali żeby przetrwać kolejną godzinę. Rytm trzymał robotę, słowa trzymały głowę.

I były różne. Różne ekipy miały różne śpiewy. Polskie, ukraińskie, afrykańskie — wszystko się mieszało. Czasem nie rozumiałeś słów, ale rozumiałeś rytm. I to wystarczyło.

MIKOŁAJ:

A jak było z... z dyscypliną?

BOGDAN:

(mrocznieje)

Z dyscypliną było prosto.

Pracujesz — żyjesz.

Nie pracujesz — nie jesz.

Kradniesz — giniesz.

Sabotujesz — giniesz.

Gwałcisz — giniesz.

Proste zasady, jasne konsekwencje. Nie było sądów, nie było apelacji. Był brygadzista, była Rada Ekipy, była decyzja. I była łopata i rów, albo sznur i gałąź.

(pauza)

Surowe? Tak. Niesprawiedliwe czasem? Pewnie tak. Ale wiesz co? Działało. Bo każdy wiedział, gdzie są granice. I prawie nikt ich nie przekraczał.

MIKOŁAJ:

(patrzy w górę)

Mistrzu... a co z tym słupem? Ten krzyż trakcyjny wygląda... krzywo?

BOGDAN:

(patrzy)

Ale że co krzywy słup? A, kratownica.

(wstaje, podchodzi, ogląda)

Kratownica trochę wzmocniona w stosunku do projektu, to i trochę wygląda. Widzisz te dodatkowe zastrzały? To nie z projektu, to z praktyki. Ktoś kiedyś uznał, że lepiej dać więcej stali niż mniej. I miał rację.

Ale wszystko co trzeba ma na swoim miejscu. Izolatory — sprawdź, komplet. Przewody — naciąg prawidłowy. Uziemienie — jest, widać świeży przegląd.

(wraca, siada)

Wiesz ile pylonów postawiły Brygady Rozpaczy?

MIKOŁAJ:

Brygady... Rozpaczy?

BOGDAN:

Tak je nazywano. Te ekipy z Pospolitego Ruszenia. Ludzie na granicy wytrzymałości, często za nią. Bez doświadczenia, bez porządnego sprzętu, bez niczego oprócz rąk i desperacji.

Postawili dziesiątki tysięcy pylonów. Linii wysokiego, średniego, niskiego napięcia. Przez bagna, przez góry, przez ruiny miast.

I wiesz ile z tych pylonów pierdolnęło?

MIKOŁAJ:

Nie wiem.

BOGDAN:

Globalnie? Trzy dziewątki sprawności. 99.9% stoi do dziś albo zostało zastąpione w planowych wymianach, nie w awaryjnych.

A w Wielonarodowej — w RWN — to żadnego przypadku katastrofalnego nie pamiętam. Sieć pamięta wszystko, a nie pamięta ani jednego pylonu który by się zawalił z winy konstrukcji.

MIKOŁAJ:

Jak to możliwe? Bez doświadczenia, bez sprzętu...

BOGDAN:

(uśmiech)

Bo mieli coś lepszego niż doświadczenie. Mieli strach.

Nie ten zły strach, co paraliżuje. Ten dobry strach, co każe trzy razy sprawdzić każdą śrubę. Bo wiedzieli: jeśli ten słup pierdolnie, to nie tylko ja zginę. Zginie ktoś za rok, za dziesięć lat, za sto lat. Ktoś kto mi zaufał, ktoś kto nie wie, że ja tu fuszerowałem.

I nie fuszerowali.

(pauza)

Internetowy zgniłek to tak. Widać po starych kablach sygnałowych, jak wchodzisz w stare instalacje. Command and control, telekomunikacja — to traktowali trochę mniej priorytetowo. Bo prąd to życie, a dane to tylko dane.

Ale energetyka? Sieć siłowa? Tam każdy spawał jakby od tego zależało życie jego dzieci.

Bo zależało.

BOGDAN:

No i kaskady.

(długa pauza)

Wiesz co to były kaskady? Naprawdę wiesz, nie z podręcznika?

MIKOŁAJ:

Awarie łańcuchowe. Jeden element pada, przeciąża następne, te padają, przeciążają kolejne...

BOGDAN:

Z podręcznika.

(kręci głową)

Kaskada to nie jest "awaria łańcuchowa". Kaskada to jest... to jest jak patrzeć, jak świat umiera kawałek po kawałku.

Pierwsza Kaskada, 2047. Katastrofa Asuańska, nagły nadmiar prądu. Zaczęło się od czegoś małego — podobno od podstacji berlińskiej, ale kto tam wie, może to legenda. Podstacja padła, przeciążyła sąsiednie, te przeciążyły kolejne. W godzinę — ciemność od Lizbony po Moskwę.

I to by było nic, bo prąd można przywrócić. Ale Internet padł razem z prądem. A na Internecie było wszystko. Systemy bankowe. Łańcuchy dostaw. Sieci logistyczne. Komunikacja.

Kiedy prąd wrócił — po dniach, tygodniach — Internet jeszcze wrócił. Jeszcze. Po kwartale. Agonia była długa, już był zapierdol, a powiązane drutem kawałki jeszcze dawały jakąś nadzieję, niby przecież miał wojnę nuklearną wytrzymać. Admini zapierdalali przy tych wszystkich routingach i umierali na posterunku. Dociągnęli do 2058 i bęc. Libkrypt. Nie znam szczegółów bo nie moja bajka, ale w jednej chwili wszysko co zaszyfrowane stało się nieczytelne. No i wiesz, z tego już się nie dało wyjść. O trzeciej to już nie ma co gadać, zdechł ostatecznie internet to i obsługa satelitów padła i ten cały internet rozpuszczony w powietrzu odparował.

No i do prawie wszystkich dotarło. Stary system nie wróci. Nie da się go naprawić.Trzeba budować od nowa. Prościej. Głupiej. Odporniej.

MIKOŁAJ:

I wtedy powstał Zakon? Znaczy — wtedy się uformował na serio?

BOGDAN:

Wtedy się uformował na serio. Po Trzeciej Kaskadzie. Wtedy przyjęli zasady.

Prostota jest odpornością.

Redundancja jest świętością.

Każdy węzeł musi działać samodzielnie.

Każde połączenie musi być opcjonalne.

Żadnych zależności, które mogą ciągnąć za sobą całość.

BOGDAN:

(śmieje się nagle)

Wiesz co jest śmieszne?

Przeciętna bimbrownica jest teraz lepiej zbudowana niż coś, co Starzy śmieli nazywać infrastrukturą krytyczną.

MIKOŁAJ:

Bimbrownica?

BOGDAN:

No, gorzelnia. Produkcja alkoholu domowego. Każda wioska ma, każda dzielnica ma.

I każda jest zbudowana porządnie. Podwójne ściany, izolacja, odprowadzenie oparów, bezpieczniki termiczne, zawory przelewowe. Bo jak bimbrownica pierdolnie, to leci chałupa, a jak leci chałupa, to giną ludzie.

A wiesz jak Starzy budowali swoje "centra danych"? Swoje "huby internetowe"? Swoje "podstacje rozdzielcze"?

Na tanio.

Bo po co budować porządnie, skoro można zaoszczędzić? Po co redundancja, skoro kosztuje? Po co izolacja, skoro zazwyczaj nie ma powodzi?

I potem się dziwili, że jedno uderzenie pioruna, jedna powódź, jeden błąd operatora — i ciemność na pół kontynentu.

MIKOŁAJ:

Czyli... my jesteśmy mądrzejsi?

BOGDAN:

(kręci głową)

Nie mądrzejsi. Bardziej przestraszeni.

Starzy nie wiedzieli, co tracą. My wiemy. Każdy z nas wie, co się stało gdy światła zgasły. Może nie z własnej pamięci, ale z opowieści. Z archiwum. Z blizn, które ma każda rodzina.

I dlatego budujemy lepiej. Nie z mądrości. Ze strachu.

Ale efekt ten sam.

My mamy Zakon.

(pauza, patrzy na krzyż trakcyjny)

Zakon trzyma kontrolę. Zakon uczy. Zakon bawi. Zakon wychowuje. I Zakon obkłada obrzędami prąd.

Czyli fizykę.

MIKOŁAJ:

Niektórzy mówią... że to śmieszne. Religia wokół elektryczności.

BOGDAN:

(wzruszenie ramion)

Śmieszne? Nie wiem, może i śmieszne. Dla kogoś z zewnątrz, kto nie rozumie.

Ale powiedz mi, młody: czy jest coś bardziej świętego niż światło w ciemności? Niż ciepło w mrozie? Niż moc, która pozwala żyć?

Starzy mieli bogów w niebie. Niewidzialnych, niesłyszalnych, wymagających wiary bez dowodów.

My mamy boga w kablu. Widzialnego — bo świeci. Słyszalnego — bo buczy. Namacalnego — bo jak dotkniesz gołego przewodu, to poczujesz.

I ten bóg działa. Nie obiecuje raju po śmierci. Daje światło teraz. Daje ciepło teraz. Daje życie teraz.

Śmieszne? Może.

Ale za rok — za parę miesięcy — przekręci się ośmiobitowy licznik roku. 256 ES. Pełnia bajtu. Jubileusz.

I wszystko działa.

Sieć działa. Słońca świecą. Tramwaje jeżdżą. Ludzie żyją.

Dwieście pięćdziesiąt sześć lat od Kaskady. I wszystko działa.

To jest dowód. Nie wiara. Dowód.

BOGDAN:

(wstaje, prostuje kości)

Dobra, młody. Dość filozofii.

Pamiętaj jedno — Sieć jest Święta, Moc jest Święta. Ale żeby były, trzeba je było wyszarpywać gołymi rękami z błota.

Każdy pylon, który widzisz. Każdy kabel, po którym idzie prąd. Każda lampa, która świeci.

Ktoś to zbudował. Ktoś za to zapłacił — potem, zdrowiem, życiem. Ludzie, których nie znamy i nigdy nie poznamy.

I my im winniśmy — nie wdzięczność, bo wdzięczność to za mało. Winniśmy im ciągłość. Winniśmy im to, że Sieć będzie działać po nas, jak działała przed nami.

(bierze termos, wylewa resztę herbaty na ziemię przy słupie)

Dla duchów. Dla tych co budowali.

(pauza)

Dobra, zbieraj się. Reszta inspekcji się sama nie zrobi.

MIKOŁAJ:

Tak, Mistrzu.

BOGDAN:

I wymyśl sobie tę modlitwę. Zanim wejdziesz pod napięcie na serio, a nie tylko na praktykach.

MIKOŁAJ:

Tak, Mistrzu.

BOGDAN:

Omwatopolter. Amen.

MIKOŁAJ:

(niepewnie)

Ohm... Wat... Volt. Amen.

BOGDAN:

(uśmiech)

Będzie z ciebie monter.

(odchodzą wzdłuż linii)

[KONIEC ZAPISU]

Subscribe to Life, Universe & Mass Transit

Don’t miss out on the latest issues. Sign up now to get access to the library of members-only issues.
[email protected]
Subscribe